niedziela, 31 października 2021

Co stało się między pierwszą dziewięć, a pierwszą dwadzieścia osiem

Patrol policji z Kalisza podjechał o godzinie 1:02 do miejscowości Poroże w związku ze zgłoszeniem pochodzącym od jednego z lokalnych rolników. Dzwoniący pod numer 997 mężczyzna oznajmił, że w lesie niecały kilometr od jego domostwa zauważył dziwne, jasne światło, które emanowało swoją łuną od dobrych kilku minut. Zgłaszający zaprzeczył jakoby był to pożar oraz poprosił o jak najszybszy podjazd policyjnego patrolu, który miałby sprawdzić czy nie dochodzi tam do ewentualnego procederu kradzieży drewna. Dyżurny zgłoszenie przyjął i oznajmił, że wyśle patrol policji. Służbę w okolicy pełnił wtedy młodszy aspirant Krzysztof Kowalski oraz starszy sierżant Jacek Kaczmarek. Dwóch policjantów zaczęło od podjazdu pod adres dzwoniącego, by ten wskazał dokładne miejsce rzekomego przestępstwa, gdyż światło mające pochodzić z lasu zniknęło. Starszy mężczyzna wsiadł do policyjnego radiowozu i pokazał gdzie widział niezidentyfikowane światło. Radiowóz podjechał w kierunku pobliskiego lasu i z relacji świadka wynika, że owe światło zapaliło się na nowo, kiedy zbliżyli się na odległość około stu metrów. Policjanci zatrzymali radiowóz, po czym nie gasząc go, starszy sierżant Kaczmarek wyszedł w kierunku światła, pozostając w łączności ze swoim przełożonym. Zegar pokazywał godzinę 1:09, kiedy policjant zniknął w lesie. Od tamtego momentu nie było z nim kontaktu zwrotnego, mimo że aspirant Kowalski wywoływał go kilkakrotnie przez krótkofalówkę nasobną. Po dziesięciu minutach młodszy aspirant Kowalski zgłosił sytuację do dyżurnego w dyspozytorni, po czym zostawił świadka w radiowozie i samemu udał się w kierunku niezidentyfikowanego światła. Po nim ślad również zaginął. Mieszkaniec Poroża, identyfikujący się jako Józef B. – obecnie zatrzymany na 48 godzin – pozostał w radiowozie przez kolejnych kilka minut. Następnie wysiadł z auta i biegiem udał się do swojego domu, by stamtąd ponownie zadzwonić pod 997. Była pierwsza 1:28. Zgłoszenie, tak jak za pierwszym razem, odebrał starszy aspirant Hofman. Kolejny patrol policji pojawił się na miejscu dopiero o godzinie 1:57. Dwóch funkcjonariuszy znalazło porzucony na środku polnej drogi radiowóz, po czym przystąpiło do poszukiwań młodszego aspiranta Kowalskiego oraz starszego sierżanta Kaczmarka. Wstępne poszukiwania zaginionych policjantów zakończyły się fiaskiem, ale ponowiono je po pół godzinie wraz z grupą Ochotniczej Straży Pożarnej oraz wysłanych dodatkowo dwóch patroli policji. Następnego dnia do akcji poszukiwawczej włączyły się oddziały Wojska Polskiego, a także ochotnicy z rodzin zaginionych. Po dwóch dniach Józef B. został wypuszczony z aresztu i nie postawiono mu zarzutów w sprawie. Od zaginięcia policjantów minęły dwa dni. Poszukiwania wciąż trwają.

***

Dziennikarz miejscowej gazety zainteresował się szczególnie sprawą zaginięcia policjantów i robiąc wywiad środowiskowy wśród mieszkańców Poroża i okolicznych wsi, zebrał wystarczająco dużo informacji, aby napisać własny dziesięciostronnicowy artykuł. Zawarł w nim wydarzenia felernej nocy z perspektywy ludzi, mających coś do powiedzenia na ten temat. Kilka osób z sąsiednich domostw, którzy mieli widok na owe miejsce zaginięcia policjantów, zgodnie przyznało, że również dostrzegli oni dziwne światło, które – według wielu – biło jasno z lasu niczym lampa, tak, że noc zamieniła się niemal w dzień.

– W pierwszej chwili myślałam, że co się pali – powiedziała jedna ze starszych mieszkanek Poroża, która tamtej nocy nie mogła zmrużyć oka. – Ale potem stary podszedł bliżej i powiedzioł, że to się światła jakieś palą i wrócił. Potem jeszcze to się świeciło jakiś czas i w końcu znikło. Całą noc prawie nie mogłam spać i nie wiem dlaczego. Może przez to światło, nie wiem.

Inny mieszkaniec Poroża podejrzewa po prostu złodziei drewna, ale nie potrafi wytłumaczyć co stało się z samymi policjantami.

– Może jeden i drugi dostał w łeb i zakopali, skurwysyny. Kto to wie? – skomentował Pan Stanisław, rencista i rolnik, posiadacz kilkunastu hektarów ziemi w okolicy.

Chodzą również głosy jakoby Józef B. miał bezpośredni związek z zaginięciem policjantów, ale nikt oficjalnie nie rzuca oskarżeń. Wszyscy sąsiedzi zgodnie jednak stwierdzają, że mężczyzna ten od dawna ma problem z alkoholem, a po śmierci żony – od tego czasu mieszka całkiem sam – unika kontaktu z ludźmi. W policyjnych aktach można też znaleźć dwie notatki służbowe dotyczące Józefa B., a bliżej jego rzekomego znęcania się nad zwierzętami domowymi. Nic mu jednak nigdy nie udowodniono. Zachodzi proste pytanie czy ten człowiek był zdolny do jakiejkolwiek zbrodni? Tego nikt jasno określić nie potrafi lub nie chce.

Ciekawym jest również to, że młody uczeń liceum mieszkający we wsi oddalonej zaledwie o cztery kilometry – wolał pozostać anonimowy – zajmujący się hobbystycznie oglądaniem nocnego nieba przez lunetę, zauważył osobliwe światła nad okolicznymi lasami. To zjawisko wydało mu się niezwykle dziwne i tajemnicze, tym bardziej, że owe światła jak to określił “wisiały bez ruchu” przez kilka minut tuż nad linią lasu. Potem po prostu zgasły, wyparowały. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział.

Sam dziennikarz ma wiele hipotez dotyczących tego, co stało się z funkcjonariuszami Komendy Miejskiej Policji w Kaliszu. Żadna z nich jednak nie okazała się prawdziwa.

***

Fragment z policyjnego systemu łączności, nagranie pochodzące z kaliskiego sztabu:

16 lipca 2021 roku, godzina 1:11. Rozmowa na paśmie wewnętrznym pomiędzy młodszym aspirantem Krzysztofem Kowalskim, a starszym sierżantem Jackiem Kaczmarkiem.

– Słuchać mnie Krzychu?

– Słychać dobrze.

– No to idę.

– Idź, idź. Daj znać kiedy coś zobaczysz.

Na wspólnej częstotliwości trwa cisza około jednej minuty.

Następnie z krótkofalówki starszego sierżanta Kaczmarka odzywa się pierwszy szum. Trwa niecałe dwie sekundy. Dokładnie minutę później znowu słychać szum, tym razem dłuższy, trwający dokładnie dziewięć sekund.

– Wszystko okej Jacek?

Brak odpowiedzi. Cisza.

Ostatnie połączenie z krótkofalówki starszego sierżanta Kaczmarka zostaje wykonane o godzinie 1:15, po nim nie ma już od niego żadnego kontaktu. Pada tylko jedno pojedyncze słowo pomiędzy kilkunastosekundowym morzem szumu:

– Światło…

***

Kamil pedałował ile sił w nogach, wracając rowerem przez krętą leśną ścieżkę. Był u swojej dziewczyny i dziś po raz pierwszy posunęli się dalej. Zanim wyjechał z domu obiecał swojej matce, że wróci przed północą. Zegar w jego smartfonie pokazywał za dwie pierwszą. Słaby snop elektrycznego światła z latarki doczepionej do ramy roweru odkrywał niewiele przestrzeni przed nim, chociaż to nie miało znaczenia - wracał tędy nie raz i dobrze znał drogę. Chłód nocy szczypał go po odsłoniętych łydkach i ramionach, ale prawie w ogóle tego nie czuł. Głowę miał w chmurach, myślami wciąż był przy swojej Emilii. W pewnej chwili jednak nocne niebo zrobiło się jaśniejsze i sekundę później jego uwagę przykuło dziwne światło, które rozpostarło się nad wysoko nad jego głową. Las zrobił się zupełnie widoczny, noc w jednej chwili ustąpiła dniu. Kamil zatrzymał się, zszedł z rowera. Błysnęło i trwało to moment, nieznane światło zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Nie miał pojęcia co mogło to być i nie zastanawiał się nad tym. Pojechał dalej. Kiedy z piaszczystej drogi, skierował się na asfalt, nadjeżdżające auto, okazało się być radiowozem. Kamil nie miał na sobie odblaskowej kamizelki i na moment serce podskoczyło mu do gardła. Policja minęła go jednak obojętnie i skręciła na drogę prowadzącą do domostwa stojącego w samym szczerym polu. Jechali do Pana Józefa, pomyślał Kamil. Pewnie znowu się upił i ktoś zgłosił go na policje. Kiedy ruszył już asfaltem i ujechał kilka dobrych metrów z oddali ujrzał dziwne światło w środku lasu. Od razu pomyślał o tamtym, które minęło go wcześniej. Zobaczył też później, że radiowóz jedzie w kierunku tych świateł z włączonym sygnalizatorem, tym migającym na niebiesko. Chłopak odwrócił głowę i pojechał przed siebie, do domu. W nocy, już w łóżku, śniło mu się to dziwne światło, śniło mu się, że rażące słońce zagląda do jego okna. Kiedy się obudził w pokoju było ciemno. Nie zasnął już jednak do samego rana.

***

    W ogólnopolskich mediach wrze. Postęp w sprawie dwójki zaginionych funkcjonariuszy. Czwartego dnia poszukiwań, tuż nad ranem, znaleziono pod jednym z drzew poukładane w kostkę mundury dwóch policjantów pełniących służbę owej nocy 16 lipca. Ich ubrania, wraz z osobistymi dokumentami, znaleziono sto metrów od porzuconego radiowozu. Odpowiednie służby zajęły się całą sprawą, zabezpieczając znalezisko jako materiał dowodowy. Hipotez jest wiele, ale wybija się jedna, główna: pełniący wtedy służbę funkcjonariusze musieli wpaść na grupę kłusowników. Los policjantów nadal nie jest znany, ale przewiduje się najgorsze. Odnalezione rzeczy zaginionych wysłano już do laboratorium w Poznaniu, gdzie przejdą szczegółowe badanie. Jest duża szansa, że pomogą one wprowadzić sprawę na właściwie tory i rozwiązać zagadkę zaginionych policjantów. Tajemnicą pozostaje dlaczego na ślad ten natrafiono dopiero po tak długim czasie.

***

Minęły cztery miesiące, sprawa przycichła, umarła śmiercią naturalną. Dwóch policjantów zostało honorowo pochowanych jako ci, którzy zginęli za ojczyznę na służbie. Mnożą się teorie, napisano i wydano nawet reportaż o całej tej sprawie pod tytułem: Co stało się między pierwszą dziewięć, a pierwszą dwadzieścia osiem? Wspomnienia Kamila też się tam znalazły. Chłopak opisał wszystko, wszystko dokładnie jak pamiętał. Nie wspomniał jednak o tym, że od tamtego czasu, noc w noc, śni mu się to jasne, dziwne światło. Ten sen wciąż jest taki sam, powraca jak bumerang. Dysk niczym słońce za oknem, potężna jasność w pokoju, a potem tylko mrok. Noc za nocą, jest tylko światło, światło, światło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nowe opowiadanie w Suburbiach

Wrzucam poniżej link do opowiadania, które opublikowano mi w nowym numerze Suburbiów. Tytuł zachęcający, czyli Ja ją dymam, a ona nic . http...