Mimo,
że w głośnikach Stonesi wyją na fula to i tak za ścianą słyszę
lecącą z kranu wodę, która działa na mnie dziwnie kojąco. Ten
dźwięk sprawia, że przed oczami mam obraz wodospadu, chyba
Niagarę. A jestem przecież w swoim zatęchłym, tanim mieszkaniu.
– Kiedyś
sobie wymyśliłem, że ludzie wchodzący na fora poświęcone
opowiadaniom pornograficznym to będzie świetne
audytorium! – krzyczę do niej, bo siedzi w
łazience. – Teoretycznie to świetne miejsce! Można
napisać co się chce, jest pełna swoboda słowa, zero cenzury! Z
początku pisałem takie lekkie gówno o bzykaniu, niepoważne porno,
chyba chcąc do siebie tych ludzi zachęcić, ale nie wiem, bo raz że
na początku w ogóle o tym nie myślałem, a dwa to i tak przecież
robiłem to anonimowo! Potem zacząłem pisać coraz mniej o
bzykaniu, a coraz więcej o życiu, o człowieku! Staram się tworzyć
dziwne twory, filozoficzno-erotyczne hybrydy, które będą
jednocześnie proste i intrygujące! Lekko się to pisze, wkładam w
to serce i zero wysiłku! No i potem te teksty lądują na forum i
leżą tam sobie, w towarzystwie reklam z rozdziawionymi cipkami,
wielgachnymi balonami i wiecznie twardymi kutasami! To są te średnie
teksty, ale przyznaję się do nich, bo mam do nich słabość i
sentyment! A poważne, dobre kawałki, przynajmniej ja uważam je za
dobre, to są głównie te które mi drukują przeróżni wydawcy! A
właśnie do nich docelowo chcę tych wszystkich ludzi zachęcić,
całe te pornograficzne gówno traktuję jak haczyk! Chcę żeby
postrzegano mnie jako człowieka i pisarza, mam swój styl, mam swoją
klasę, buduję własny mit!
Drzwi
otwierają się na oścież i wychodzi z nich ona. Gasi za sobą
światło i zbliżając się do mnie, posyła ckliwy uśmieszek.
Zauważam, że poprawiła sobie to i owo przed lustrem. Niech jej
będzie.
– Tylko
problem jest taki, że moi czytelnicy mają w dupie te poważne
teksty, mają w dupie to co chcę im powiedzieć – mówię
do niej, oglądając jak gładko składa swoje pośladki na
sofie. – Nie obchodzi ich nic poza tym cholernym seksem.
A przecież seks, jak każdy inny temat, może stać się w końcu
nudny i przewidywalny. Przecież zawsze kończy się tak samo.
Zakłada
odważnie nogę na nogę, spódniczka podjeżdża jej wysoko,
odkrywając kawałek czarnych majtek w miejscu piczy. Jasna skóra ud
błyszczy w świetle żarówki niczym z diamentu. Wyjmuje papierosa z
torebki i chrząka, uruchamiając moją reakcję. Nachylam się i
zapalam jej fajkę. Dziękuje mi ciepłym uśmiechem, czerwone wargi
przypominają krew, a potem zaciąga się niby od niechcenia.
– Ostatnio
napisałem krótkie opowiadanie o samotności i był też seks. Ale
zrobiłem tak, że ruchanie było na drugim albo nawet trzecim
planie. Dosłownie ciut o tym przewidywalnym seksie, jedna krótka
scena. Obrzucili mnie za to błotem. Moi czytelnicy. Ci sami, którym
staje albo te same co robią się mokre, od tekstów analfabetów,
nie potrafiących sklecić zdania z sensem i bez błędu. Ci sami
wyczekujący każdego tygodnia na moją nową historyjkę o szybkim i
ostrym bzykaniu, kiedy piszę pod pseudonimem. Nie czaję tego
zupełnie.
Znowu
zaciąga się papierosem, potem strzepuje popiół na dywan i
spogląda na mnie ze znudzeniem czy pogardą, czy też z chuj wie
czym. Chyba przynudzam, ale nie potrafię się opanować. Mam ochotę
to wyrzygać, całe to gówno zalegające mi na duchu. No i to w
brzuchu w sumie też. Za dużo czystej wódy, za często.
Czuję
się okropnie.
– Wiesz
co im by się podobało? – pytam, nakręcając się
niczym kołowrotek. – Wiesz o czym chcieliby przeczytać?
– No
co? – Głos ma szorstki jak papier ścierny, zdarty chyba
przez kontener fajek i studnię ginu.
Zanim
mówię jej kurwa co, wstaję i idę się odlać, bo naciska mnie na
pęcherz. Muszla klozetowa wydaje się ruszać, uchyla się jebana
przed strumieniem moczu. Potem klękam, bo zbiera mi się na pawia.
Nie rzygam jednak. Podnoszę się po tej nierównej walce i płuczę
usta lodowatą wodą. Kiedy wracam, mój ponętny gość siedzi w tej
samej pozycji. Kolana ma dziwnie gładkie, nieskazitelne wręcz. Jak
dziewica, którą była trzydzieści lat temu, a może nawet wtedy
nie. Czy kurwy też rodzą się dziewicami?
– Wiesz
co bym tym skurwysynom się podobało? – zaczynam
znowu. – Wiesz co?
– Co
misiu?
– Jakbym
teraz złapał cię za cyca, drugą rękę wsunął pod te twoje
czarne majtki, zerwał je i zaczął robić ci ostrą palcówkę.
– Może
być słonko.
Sięgam
po butelkę wódki, ale zamiast wlać sobie do kieliszka pociągam
mocno z gwinta. Ona patrzy na to z uśmieszkiem godnym klauna.
Podziwia mnie albo gardzi. Zasadniczo lata mi to koło chuja. Jestem
na swój sposób wielki, ale jestem też gówno wart. Ja to wiem i
ona to wie. Odstawiam z brzękiem czystą i przysuwam się do niej.
Pachnę spirytusem, jej japa papierochami i jeszcze czymś. Po chwili
chyba już wiem – spermą setki facetów. Jesteśmy siebie warci,
dwa brudne kundle. Całuję ją w usta i nie dlatego, że mnie to
rajcuje, ale dlatego, że tak trzeba. Zgrywam samca alfa, muszę
przecież, a ona to głupia suka, która znalazła się tutaj tylko
dla jednego – to oczywista oczywistość, ale jakoś od godziny nie
mogę się do tego zebrać; jestem kopnięty na dekiel. Wargi mojej
sprzedajnej niuni są gumowate i żarłoczne, boję się, że zaraz
mnie zje. W końcu się od niej odklejam i wracam do butelki.
Stwierdzam, że lepiej mi z tą drugą.
– Albo
wiesz co by ich podjarało? – Wracam znowu do tematu.
– No?
– Jakbym
cię rżnął, ale ty byłabyś moją ciotką. Albo najlepiej matką.
O tak, to bym im się spodobało do kurwy nędzy. Jakbym zerżnął
swoją rodzoną matkę i im to opisał, wszystko dokładnie, ze
szczegółami. Fiut wchodzi do cipki, potem się w niej rusza, potem
ją rozrywa, rozpieprza ją z furią, a na koniec zlewam się tak
obficie, że wychodzi to jej z drugiej strony, gałami jej to
wychodzi aż!
– Możesz
mówić do mnie mamo jak chcesz.
Przez
chwilę się nad tym zastanawiam, ale uznaję to za chory żart.
Pierdolona kurwa, myślę sobie. Moja droga muza, uzależniająca jak
narkotyk. Powie wszystko byle by dostać swoją dolę. I zrobi
wszystko. Dla niektórych mamona to więcej niż świętość.
Niektórzy zjedzą spod siebie własne gówno i paradoksalnie cena
nie musi być wysoka. Jesteśmy jak psy, nie, gorzej – jak świnie
w chlewie. Mamy nawet taki sam kolor skóry. Duża część z nas w
każdym razie.
– Obrobić
ci druta? – pyta mnie nagle, kładąc dłoń na
wewnętrznej stronie mojego uda.
Przez
chwilę patrzę na to, jej ręka gładzi wprawnie miejsce blisko
interesu. Jest w tym coś tragicznego. Zastanawiam się czy jest już
znużona tą moją gadką i stąd to pytanie.
– Na
razie nie, dzięki – odpowiadam i wstaję.
Zaczynam
łazić w kółko po pokoju. Powietrze jest szare od dymu, za oknem
zieje czarna, nieprzenikniona pustka. Widzę nasze skrzywione odbicia
i zaczynam się śmiać, nie wiem czemu właściwie. Potem wracam i
znowu siadam obok niej. Wyciągnięte nogi tej piczy mają w sobie
coś z magnesu. Kładę dłoń na jej udzie i trzymam tak chwilę.
– Gdybym
napisał, że jesteś moją ciotką z wielką, dużą dupą i
nadmuchanymi balonami do kompletu, wtedy to opowiadanie byłoby
paradoksalnie świetne – oznajmiam zrezygnowany.
– I
co byś zrobił swojej cioci? – Zadaje mi pytanie.
Wiem,
że w ogóle mnie nie rozumie, nie jarzy co do niej kurwa mówię.
Nie czai, że otwieram przed nią duszę, obnażam cały jak
pieprzony męczennik, że mi z tym wszystkim zwyczajnie źle.
Czuję
się okropnie, czuję się brudny.
– Nie
wiem do cholery jasnej co bym zrobił swojej ciotce – warczę
nieprzyjemnie.
– Wylizałbyś
jej cipkę? – ciągnie dalej, z miną jakbyśmy
pierdolili właśnie o pogodzie.
– Pewnie
tak – odpowiadam już spokojniej.
– Chłeptałbyś
z jej miseczki, wychłeptałbyś całe mleczko z jej słodkiej,
mokrej piczy?
– O
Boże, chyba tak. Tak sądze.
Zabieram
łapę z jej nogi i odchylam głowę. Chowam twarz w dłoniach i
zaczynam przeklinać cicho i są to bardzo przykre słowa. Mam żal
do siebie i do świata. Do niej jednak nie mam. Jest tylko zwykłą
kurwą, która musi mnie dzisiaj znosić. Właściwie to jestem jej
za to wdzięczny. Ostatni z niej samarytanin w kompaktowym ciele
kobiety – rozumiecie o co mi chodzi, nie? No w takim ciele, które
to miło mieć pod sobą w czasie dymania, ale za które nie
wstydzicie się przed starym, jakbyście przeprowadzili do domu
krowę.
– Przecież
mnie do chuja drukują w poważnych, ogólnopolskich czasopismach.
Wydaję własną powieść. Moje nazwisko jest na okładkach razem z
Bryllem, Iwaszkiewiczem czy Herbertem. Dlaczego oni tego nie
rozumieją? Dlaczego mają to wszyscy totalnie w dupie? Po co
rozmieniam się na drobne, pisząc te podłe historyjki z cipami i
chujami w roli głównej? Na co mi to? Co chcę tym osiągnąć?
– Nie
wiem tego skarbie. Nie wiem.
Pewnie,
że tego nie wie, myślę sobie. Potrafi tylko dobrze złapać faceta
za jaja, to wszystko co nauczyła się w przeciągu swojego
kurewskiego życia. Właściwie to też jest ważna umiejętność.
Daje facetowi to czego nie umie dać mu jego dziewczyna, żona,
kochanka. Każdy ma określona rolę we wrzechświecie.
– Poeci
toną po czoła w obsranych toi-toiach – ogłaszam jej i
sobie i wobec.
– Poeci
nikogo nie obchodzą – stwierdza sucho.
– Racja.
Napijmy się lepiej.
Pijemy
i jest mi w końcu wszystko jedno. Idę do kuchni, chwieję się,
starając utrzymać pion. Mam klasę, mówię do siebie w głowie.
Nie wypieprzę się. Mam klasę. Otwieram lodówkę i ze smutkiem
stwierdzam, że mam tylko dwa piwa. Wracam z nimi, a potem nieudolnie
staram się otworzyć jedno o drugie. Zostawiam je w cholerę.
– Słuchaj
za pięć minut zacznie się kolejna godzina? Mam sobie iść czy
co? – pyta mnie, a minę ma bardzo poważną, bo żarty
się kończą.
Kiwam
głową, że rozumiem. Atmosfera spierdoliła się z wysokiej górki.
– Boję
się, że to mnie w jakiś sposób zniszczy, że to kiedyś pożre
moją duszę – wyznaję.
Spokój
i smutek w moim głosie zadziwia nawet mnie.
– To
jak? Mam wyjść? – ponagla mnie, ignorując wcześniejsze
słowa.
Pieprzona
materialistka i głucha pinda. W każdym razie kiepski materiał na
żonę.
– A
ile to będzie? – pytam.
– Teraz?
Dwieście. Za pięć minut już pięćset.
Podnoszę
się, wzdycham ciężko, ale idę po ten zasrany portfel. Wyciągam
kasę i wręczam jej odliczoną dolę. Przechodzimy do korytarza, a
ona zaczyna się ubierać, a właściwie to niewiele ma do ubrania,
bo wcale się nie rozebrała. Zarzuca na ramię torebkę, ja łapię
za klamkę i otwieram drzwi. Wychodzi. Zatrzymuję ją w na ostatnią
chwilę. Spogląda na mnie zmęczona, jej niebieskie oczy nie mają
nic z błękitu nieba.
– Słuchaj
mogę napisać, że cię zerżnąłem? – pytam trochę
zrezygnowany.
– Możesz
napisać co chcesz kochanie, nic mi do tego.
Składa
wargi na moich ustach i znika po chwili za drzwiami. Wracam do pokoju
i opadam znużony na sofę. Patrzę na ten rozpierdol w salonie, na
marny stolik kawowy z IKEI. Puste butelki, pety, pudełko po pizzy,
nieodpakowana prezerwatywa. Odpalam telewizor, a bomby spadają
blisko, bomby spadają daleko, zawsze gdzieś spadają. Sięgam po
piwo i udaje mi się je w końcu otworzyć. Doklejam się jak
noworodek do cyca matki i ciągnę z takim samym zaangażowaniem.
Cofa mi się, ale połykam kwaśnego bełta. Wygrywam. Po raz
kolejny.
Czuję
się okropnie, czuję się brudny, czuję się kurwa martwy.