57
Spotkaliśmy
się w barze. Od razu mnie rozpoznała. To była właściwie
kręgielnia, a nie zwykła pijalnia, wszedłem tu pierwszy raz i
okazało się, że mają całkiem znośne ceny piwa, więc zostałem
na trzy. Mogłem też sobie popatrzeć jak inni starają się trafić
kulą w pionki. Było to nawet zajmujące zajęcie, na pewno lepsze
niż oglądanie meczów żużlowych czy curlingu w telewizji.
Siedziałem w ciemnym kącie, ale ona i tak mnie dostrzegła.
Przyszła z jakimś gościem, który wyglądał na miłego faceta,
ale wróciła ze mną.
– A
co z nim? – zapytałem.
– A
co ma być? – odparła zdziwiona. – To
przecież randka z Tindera. Po prostu wróci do domu i zwali konia
pod prysznicem. Myślisz, że to pierwszy raz?
– Nie
wiem.
– Niektóre
dziewczyny szukają w ten sposób tylko kogoś, kto postawi im
kolację.
– I
taki był twój plan? Sama kolacja?
– Nie.
Miała
na imię Ula i była z tego samego sierocińca co ja. Była też
dziewczyną, z którą zrobiłem to po raz pierwszy, a potem jeszcze
kilka razy. Miałem wtedy szesnaście lat, ona kończyła
osiemnaście. Jakoś udawało mi się w środku nocy wślizgiwać
niepostrzeżenie do pokoju, który dzieliła z taką jedną Kaśką.
Ula organizowała prezerwatywy i nie było to takie wcale proste, bo
gdyby wyszło to wszystko na jaw, na przykład jakaś wścibska
opiekunka by je znalazła albo ktoś by nas podkablował, mielibyśmy
naprawdę przesrane. Dyrektorka ośrodka wmawiała nam, że jesteśmy
tak jakby rodziną, zachęcała do nazywania siebie siostrami i
braćmi, więc według jej poronionej narracji spałem ze swoją
siostrą. Właściwie to z dwiema siostrami. Za każdym razem, kiedy
my robiliśmy swoje z Ulą na jej łóżku, pogrążeni w ciszy,
strachu i ekscytacji, Kasia leżała z otwartymi oczami po drugiej
stronie pokoju i przyglądała się temu co robimy. W końcu
oznajmiła szeptem, że ona też chce spróbować. Była w tym samym
wieku co ja, pulchna blondynka o niebieskich oczach i wiecznie
niezadowolonej minie. Wgramoliłem się do niej jeszcze tej samej
nocy. Zrobiliśmy to zaczynając od misjonarza. Kasia rozłożyła
szeroko nogi, nie pozwoliła ściągnąć z siebie nocnej koszuli i
zamknęła oczy. Chciałem pocałować jej duże usta, ale jakoś nie
potrafiłem się przemóc, bo miałem wrażenie jakbym kopulował z
trupem. Potem przeszliśmy do pozycji na łyżeczkę – nie mogłem
już dłużej patrzeć na jej tragicznie martwą twarz. Trwało to
kilka minut, miałem problem żeby skończyć. Po wszystkim przestała
być dziewicą czy też przestała na samym początku.
– I
jak było? – zapytałem.
– Nie
podobało mi się – odparła niemal obrażona.
Jednak
i tak kiedy odwiedzałem Ulę, czasami musiałem też wskoczyć do
wyrka Kasi. Cały precedens skończył się, kiedy Ula wybyła z tego
przytułku i oczywiście zrobiła to zaraz po osiągnięciu
pełnoletności. Większość z podopiecznych tych zakichanych
ośrodków tak właśnie robiła. Kasia pewnie postąpiła podobnie,
chociaż ona wciąż tam siedziała, kiedy ja odchodziłem. Chciała
zostać cholera pedagogiem.
Z
Ulą zabraliśmy się taksą do jej mieszkania, które kupiła razem
ze swoim mężem na kredyt. Była mężatką przez pół roku, drugie
pół roku była wdową. Jej mąż jeździł na tirach po zachodzie
Europy, ale wracał każdego tygodnia na weekend. Chyba go kochała.
W każdym razie w pewną niedzielę nad ranem zostawił krótki list
i poszedł rzucić się pod pociąg. Prawie nie dało się
zidentyfikować ciała.
– Spaliłam
ten list – wyznała.
– Jak
miał na imię twój mąż? – spytałem w końcu.
– Nie
musisz tego wiedzieć.
Zbyła
mnie z takim chłodem, że żałowałem tego pytania przez resztę
wieczora.
Mieszkanie
było bardzo ładne, w nowym apartamentowcu. W wielkim salonie stały
meble z prawdziwego drewna i wygodna kanapa, włochaty dywan, kilka
żywych, zielonych roślin, a także ogromny telewizor. W rogu
wisiała też aparatura od klimatyzacji.
– Podoba
ci się? – zapytała odnośnie mieszkania.
– Tak – przyznałem.
– Za
miesiąc je sprzedaję. Nie stać mnie obecnie na to miejsce. Zresztą
już nim rzygam. Kiepsko się tutaj czuję. Prawdopodobnie wyjadę
też z kraju i nie pytaj, bo jeszcze nie wiem gdzie. Pewnie jak
najdalej.
Ula
zrobiła nam po drinku w kryształowych szklankach. Piła brandy ze
średniej półki. Potem zapytała mnie czy mam coś przeciwko
kresce. Kiedy odpowiedziałem, że nie, spytała czy chcę się
poczęstować. Nie byłem pewien.
\ – Co
jest cholera Hubert? – rzuciła z rozbawieniem. – Ta
stara jędza dyrka zrobiła z ciebie harcerzyka? Nie chce mi się w
to wierzyć!
Pierwszy
raz wciągałem kokę nosem. Potem oboje dostaliśmy lekkiego kopa i
postanowiliśmy spożytkować energię w łóżku. Dragi sprawiały,
że robiła się napalona.
– Prawie
jak w moim pokoju, co? – spytała, kiedy powoli zacząłem
ją rozbierać.
– Podobało
mi się to w twoim pokoju – powiedziałem.
– Wiedziałeś,
że byłeś moim pierwszym?
– Nie.
Mówisz poważnie?
– Tak.
– Wydawało
mi się, że jesteś cholernie doświadczona. Emanowałaś
opanowaniem, prowadziłaś mnie, mówiłaś co mam robić i tak
dalej.
Zaśmiała
się i wyznała, że to przez filmy dla dorosłych, które namiętnie
kiedyś oglądała. Chwilę później udało mi się ją rozebrać.
Ula była naprawdę ładną kobietą, ale jej twarz, coś w jej
twarzy, w jej oczach, zdradzało gorycz, którą serwowało życie.
Niezbyt wysoka, z ciemnymi włosami sięgającymi do ramion i kilkoma
tatuażami na całym ciele. Miała niewielkie, spiczaste piersi z
różowymi brodawkami, wąską talię i raczej małe, ale jędrne
pośladki. Łechtaczkę ozdobiła sobie niewielkim kolczykiem,
metalową kuleczką.
– Zrobiłam
go zaraz po wyjściu z tego naszego obozu, chyba jako wyraz buntu
wobec świata. Podoba ci się?
– Chyba
tak.
– Jemu
się nie podobał, ale nic nie mówił na ten temat.
– Dlaczego?
– Pewnie
z miłości.
Po
pierwszym, bardzo długim i intensywnym razie – w połowie
wylądowaliśmy na podłodze – wzięliśmy prysznic, a potem
wciągnęliśmy po kolejnej ścieżce. Wyznała mi, że zaczęła
brać dopiero po śmierci męża. Kokaina oraz brandy pomagały jej w
miarę normalnie funkcjonować. Na pewno pozwalały odciąć się od
bólu i pogrążyć w mglistym smogu zobojętnienia.
– Byłam
w ciąży, czwarty miesiąc, ale poroniłam dzień po jego
śmierci – powiedziała dziwnie płaskim
głosem. – Zupełnie jakby moje ciało odrzuciło dziecko
samobójcy. Być może to pewien biologiczny aspekt, taka zagrywka
natury. Przecież jego potomek również miałby skłonności do
samounicestwienia, miałby je w genach. W przyrodzie nie jest to
chyba zbyt pożądane.
– Nie
wiem co mam powiedzieć Ula.
– Najlepiej
nic. Po prostu słuchaj, bez mielenia jęzorem. Większość kolesi
tego nie potrafi. Większość kolesi to beznadziejne typy zapatrzone
tylko w czubek własnego chuja.
– A
ilu było tych kolesi?
– Po
tobie o dziwo tylko mój mąż. Poznałam go bardzo krótko po tym
jak się usamodzielniłam. A po nim, znaczy po jego śmierci, już z
górki. Nie wiem ilu dokładnie. Chyba kilkunastu. Bliżej
dwudziestki.
– Rozumiem.
– Nie
wiem czy rozumiesz, pewnie wcale nie rozumiesz, ale nie ważne.
Przyznam ci się natomiast, że zawsze chciałam być matką. Może
to głupie, ale uważam, że macierzyństwo to jedna z rzeczy, którą
każda kobieta powinna doświadczyć, o ile samo macierzyństwo
można rozpatrywać w kategorii rzeczy czy sprawy.
– Teoretycznie
jeszcze masz czas.
Spojrzała
na mnie nieciekawie, a potem wyznała, że woli kiedy mój język
służy do lizania jej cipki, a nie konstruowania kolejnych głupich
zdań. Dlatego chwilę później się do tego zabrałem, na tej
kanapie w salonie, który zamiast jednej ściany miał niezasłonięte
okna, więc sąsiedzi z przeciwnego bloku mogli sobie bez przeszkód
wszystko oglądać. Pomyślałem, że pewnie się już przyzwyczaili
i na nikim nie robi to większego wrażenia. Ula wyła jak na filmie
dla dorosłych, kiedy to nurkowałem między jej rozgrzanymi udami.
Po tym jak sprawiłem jej jeden orgazm, to ona zajęła się mną.
Wzięła go do ust i pozwoliła, abym został w nich do miłego
końca.
– Długo
myślałam nad własnym samobójstwem – wyznała, kiedy
siedzieliśmy znów ubrani. – Właściwie nadal myślę.
Ty też myślisz o tym, aby się zabić?
– Nieustannie.
– I
jak byś to zrobił?
– Pewnie
bym skoczył z wysokości. Tak najprościej.
– Ja
pewnie przedawkuję kokę.
Siedzieliśmy
potem słuchając Nirvany, to był chyba ulubiony jej zespół.
Pamiętam, że od zawsze była nakręcona na Cobaina. Nie widziałem
zdjęć jej męża, ale szedłem o zakład, że musiał być do niego
podobny. Kiedy zaczęło się Something
in the Way,
wypowiedziałem takie zdanie:
– Słuchaj
Ula, chciałem tylko powiedzieć, że naprawdę mi przykro z powodu
tej całej sytuacji w której się znalazłaś…
– Weź
kurwa przestań pierdolić takie kocopoły, dobrze? – zaatakowała
mnie, koka pewnie podbijała jej poziom agresji. – Kto
jak to, ale ty chyba powinieneś wiedzieć, że tacy jak my ostatnie
czego potrzebują to współczucie. Rzygam współczuciem. Nie
potrzebuję go kurwa mać.
Potem
pochyliła się i wciągnęła kolejną kreskę, a ja podziękowałem.
Odchyliła głowę i zamknęła oczy. Wyglądała przerażająco i
pięknie jednocześnie. Jak samotna, wygłodniała wilczyca, z którą
stajesz oko w oko zimą w lesie.
– It's
okay to eat fish – zaśpiewała
cicho – cause
they don't have any feelings…
Nie
posiedziałem u niej już zbyt długo, właściwie sama wygoniła
mnie za drzwi jakieś pół godziny później, to był już środek
nocy, zimno i ciemno. Oczywiście wytłumaczyła, że fajnie było
się spotkać po latach, ale mam się do nie jutro nie odzywać. Nie
potrzebowała odnawiać więzi, nie potrzebowała nowych przyjaciół
i nie potrzebowała troski i opieki.
– Bez
urazy Hubert, ale nie mam ochoty cię już więcej
widzieć – wyperswadowała
mi w drzwiach. – Mam
nadzieję, że jesteś na tyle bystry aby to zrozumieć.
Zatrzasnęła
mi je przed nosem.
Oczywiście,
że to wszystko rozumiałem.