wtorek, 29 marca 2022

Nie ma czasu do tracenia

Wziąłem się w garść i koniec z tym. Biorę się za pisanie drugiej powieści cholera. Czas to pieniądz i życie. Spojrzałem w datę pliku i od grudnia nie posunąłem się o zdanie. Muszę się na tym po prostu skupić i tyle. Przestaję pisać opowiadania, co znaczy, że będę mniej wrzucał tutaj czy na fora. Pewnie będę się co jakiś czas odzywał, ale nie tak często. Nie zapominajcie o mnie jednak, bo na pewno dam znać kiedy wydamy już Sztukę latania, będę trąbił o tym cholernie głośno. Pierwsze dziecko przecież. Ale to jak wyjdzie.
Trzymajcie się. 

sobota, 26 marca 2022

Najgorętszy język na wschód od Łaby

Pod koniec studiów miałem krótki epizod z wynajmowaniem pokoju na mieszkaniu u czterdziestoparoletniej kobiety. Zostałem wyrzucony z akademika za bójkę, której nie sprowokowałem, ale tamten gość i tak poskarżył się władzom uczelni po tym jak spuściłem mu staromodne manto. Wywalono nas obu. Z dnia na dzień wylądowałem na bruku, z całym swoim mizernym dobytkiem zapakowanym w czarne worki od śmieci. Miałem farta, że znalazłem ten pokój jeszcze tego samego dnia. Zostawiłem swoje graty w aucie i poszedłem przed wieczorem na spotkanie z właścicielką. Ogłoszenie pojawiło się z rana, zadzwoniłem kilka godzin później, nie bardzo licząc na sukces. Odebrała za pierwszym razem, jej głos wydawał się przyjemny i cichy. Nie była zbyt rozmowna, wolała się spotkać na żywo, chociaż oznajmiła mi, że właściwie jest już zdecydowana wynająć ten pokój jakiejś dziewczynie z Ukrainy. Tylko moja przykra opowieść skłoniła ją do dania mi szansy – oczywiście pominąłem powód eksmisji z akademika; nie chciałem uchodzić za agresywnego typa, pospolitego bandziora czy coś w tym stylu.

Mieszkanie znajdowało się na samym szczycie dziesięciopiętrowego wieżowca. Wszedłem do środka i od razu zorientowałem się, że nie jest to najpiękniejsze miejsce do życia – no, ale w takich miejscach mieszkała przecież połowa Polaków. Ściany wydawały się nie ruszane od nowości – pomalowane farbą olejną do połowy, odrapane, z czarnymi bohomazami gdzieniegdzie. Do tego śmierdziało tutaj kurzem i gnijącymi śmieciami ze zsypu. Wpakowałem się do windy, która była w opłakanym stanie i pojechałem na samą górę. Brązowe drzwi znajdowały się na końcu korytarza po lewej. Zadzwoniłem. Otworzyła mi niemalże po sekundzie. Włosy w lekkim nieładzie i nieufne spojrzenie, ubrana w luźny, domowy dres. Brak makijażu i podkrążone oczy. Nie była brzydka, pewnie w młodości uchodziła za ładną, ale wyobrażałem ją sobie trochę inaczej, chyba zmylił mnie jej delikatny głos. Stałem przez chwilę, czując dziwną blokadę, jakby ktoś wyrwał mi nie tyle język, co mózg.

– Myślałam, że będziesz wyglądał trochę inaczej – powiedziała na powitanie.

– Jak byłem dzieciakiem to też wyobrażałem sobie, że będę wyglądał jak Brad Pitt.

– Nie, nie, źle mnie zrozumiałeś. Wyglądasz ciekawie, jesteś dosyć przystojny. Chodziło mi o to, że będziesz wyglądał na bardziej zmęczonego, bardziej jak…

– Bezdomny?

– Chyba tak.

Zaśmiałem się ciepło z tego żartu, ona po chwili uraczyła mnie uśmiechem i zaprosiła do środka. Od wejścia ściągnąłem buty i rozejrzałem się dookoła. Mieszkanie sprawiało wrażenie zadbanego, wszędzie panował porządek. Ściany były odświeżone, meble i dodatki też wyglądały na dosyć nowe. W powietrzu pachniało czymś przyjemnym, nie wiedziałem jak to możliwe, ale chyba łąką w czasie wiosny. Pomyślałem, że byłoby mi tu naprawdę dobrze.

Zanim otworzyła drzwi po prawej, odwróciła się i przedstawiła.

– Nie było dobrej okazji, przez telefon wyleciało mi twoje imię... Ja jestem Renata.

– Marcel.

Pokój prezentował się ciasno, ale można uznać, że po prostu przytulnie. Stała tutaj mała kanapa, biurko, stoliczek nocny, duża szafa do sufitu na ciuchy no i dywan na środku, trochę już sprany. Widok za oknem wychodził na miasto. Wieczorem musiało być tutaj ciekawie.

– No i tak to wygląda, to jest ten pokój – oznajmiła. – Nie wiem co mam więcej mówić, wszystko widzisz.

– Jest w porządku.

Potem przeszliśmy do kuchni, łazienki i salonu. Swojego pokoju czy też sypialni mi nie pokazała, ale przecież to zrozumiałe. Oglądałem wszystko powierzchownie. Nie wiedziałem dlaczego. Wolałem przyglądać się Renacie, jej gestom, ruchom, mimice. Było w niej coś bardzo interesującego. W końcu usiedliśmy na kanapie, w tle grało TV i chwilę porozmawialiśmy.

– Kiedy byś chciał się wprowadzić? – zapytała, podnosząc na mnie oczy znad kubka z kawą.

– Chociażby za pięć minut – odparłem szczerze.

– Czyli co? Naprawdę nie masz gdzie się podziać?

– Nie bardzo.

– A dom?

– Daleko i nieprawda.

Napiła się, a potem odstawiła powoli kubek i westchnęła ciężko.

– Jestem już praktycznie umówiona z tamtą dziewczyną – oznajmiła powoli.

– Rozumiem.

– Nie jestem pewna czy w ogóle chciałabym mieszkać z obcym facetem pod jednym dachem. Wiesz jak jest, tyle się słyszy, no i w ogóle sam fakt mieszkania z nieznajomym mężczyzną, tylko ty i ja, nikogo więcej...

– To rozumiem tym bardziej.

Przez kilka chwil patrzyliśmy na siebie bez słów. Dobrze przyjrzałem się jej twarzy. Wyglądała dosyć ładnie, oczy miała ciemne, usta wydęte i nieduży nos. W jej spojrzeniu czaiło się jednak coś smutnego, miałem świadomość, że ta kobieta musiała wiele przejść. Zmarszczki i przebarwienia znaczyły jej twarz niczym znamiona. No i poza tym wszystkim była ode mnie dwa razy starsza. Sam chyba, będąc na miejscu Renaty, nie wynająłbym pokoju chłopakowi takiemu jak ja.

– Wiesz, nie zdążyłam zapytać o podstawy. Co tak właściwie robisz? Studiujesz, pracujesz? – zapytała.

– Pracuję na magazynie, kończę właśnie studia.

– Jakie?

– Dziennikarstwo.

– A masz jakieś hobby?

– Trochę piszę.

– Co?

– Głównie opowiadania, ostatnio skończyłem powieść.

– Czyli jesteś pisarzem?

– Nie powiedziałbym.

Kiedy dokończyliśmy kawę, Renata podniosła się z kanapy i podziękowała mi za przyjście, a ja podziękowałem jej za możliwość spotkania. Oznajmiła, że jeszcze dziś podejmie decyzję i ewentualnie się do mnie odezwie. Powiedziałem, że będę czekał na jej telefon, chociaż przyznałem ze szczerością, że na to nie liczę. Rozumiałem przecież jej położenie. Opuściłem mieszkanie i starą, pomalowaną w środku na beżowo windą, zjechałem na dół. Ktoś napisał tutaj czarnym markerem, że czas to najcenniejsze co mam. Akurat, pomyślałem. Ja swój sprzedawałem bezpowrotnie za 19,70 brutto za godzinę. Poszedłem do swojego auta i posiedziałem w nim jakiś czas, słuchając muzyki. Trochę mi zeszło. Kiedy miałem już odpalić i odjechać, zadzwonił mój telefon. Odebrałem.

– Marcelu dzwonię ci powiedzieć, że możesz się wprowadzić – oznajmiła tym samym, spokojnym głosem co wcześniej. Tym razem jednak była w nim jakby ulga. – Odmówiłam tamtej dziewczynie, właściwie to ona znalazła już coś innego.

– Cieszę się – odpowiedziałem.

– Możesz przyjechać nawet zaraz.

– Dobrze. Będę za trzy minuty.

– Za trzy?

– Zostałem pod blokiem. Może to dziwne, ale wiedziałem, że zadzwonisz.

– Wiedziałeś?

– Coś przeczuwałem.

Kilka sekund się nie odzywała, dobrze słyszałem jej oddech po drugiej stronie. W końcu oznajmiła, że widzimy się za chwilę. Rozłączyła się, a ja wysiadłem z auta i wziąłem już kilka gratów ze sobą. Niecałą godzinę później znów miałem miejsce, które mogłem nazywać swoim. Chociaż na jakiś czas.

Po dwóch tygodniach mieszkania razem wiedziałem już co Renata lubi, a czego nienawidzi. Starałem się zachowywać porządek i sprzątać po sobie na bieżąco. Poza tym wynosiłem regularnie wspólne śmieci i dwa razy zrobiłem dla niej zakupy. Pracowała w jakiejś korporacji, więc wychodziła rano i wracała wieczorami, czasami późno w nocy. Szybko zdałem sobie sprawę, że to nie z kwestii finansowych wynajmowała ten pokój. Zwyczajnie musiała mieć kogoś obok siebie. Lubiła ludzi, potrzebowała ich. Mimo że nie zdawała sobie z tego sprawy.

W dwie pierwsze soboty wystroiła się gdzieś, wymalowała i uderzała na miasto, podobno z koleżankami. Teraz przyszła trzecia. Znów gdzieś wychodziła.

– Pięknie dziś wyglądasz Renato – oznajmiłem jej, kiedy pojawiła się w salonie. – Właściwie to zawsze pięknie wyglądasz.

Posłała mi pogodny uśmiech i przeszła obok mnie. Ta kobieta nie miała figury dwudziestolatki, widać, że czas zrobił swoje, ale mimo tego prezentowała się naprawdę nieźle w tej czarnej sukience, rajstopach i szpilkach. Któregoś wieczora wyznała mi, że jako młoda dziewczyna urodziła dziecko, które musiała oddać. Po tym coś w niej pękło, zmieniło się, nigdy już nie była taka radosna jak kiedyś. Jej ciało również się wtedy zmieniło. Nie wiedziałem czemu jest sama, nie pytałem o to, nie pytałem też czy kogoś szuka. Niektórym z nas bycie samemu po prostu służy. Inni nie mają takiego wyboru.

– Wychodzę na całą noc – oznajmiła mi, pryskając się delikatnie perfumami.

Jej zapach pozostał w powietrzu na długo po tym jak zniknęła.

Ja tego wieczoru też miałem plany, więc absencja Renaty w mieszkaniu bardzo mi pasowała. Wyszedłem na miasto, wraz ze swoją przyjaciółką, która właściwie to nią nie była, bo w naszej relacji chodziło głównie o seks. Odwiedziliśmy dwa lokale, jeden bar i w końcu – taki był cel – wylądowaliśmy w moim pokoju. Kaśka trochę za bardzo się spiła, ale zapewniała mnie, że sobie poradzimy. Będąc już w łóżku, zaczęła obcałowywać mnie od góry do dołu, zatrzymując się przy moim penisie. Leżałem jak długi, kiedy ona powoli wzięła do ust i zaczęła się nim bawić. Objęła go też mocno dłonią, masowała z wyczuciem i pracowała tak dopóki całkowicie nie stwardniałem. Potem założyłem prezerwatywę, ona usiadła na mnie, włożyła go sobie do środka i zaczęła powoli ujeżdżać. Moje dłonie wodziły po jej plecach, po pośladkach. Kiedy się pochyliła i zaczęła mnie całować, sprawiła, że doszedłem. Za szybko jednak. Rozkazałem Kaśce się położyć, mówiąc, że jestem jej winien jeden orgazm. Zaśmiała się, ale położyła na plecach i rozchyliła nogi. Jej wygolona cipka w pomarańczowym świetle lampy wyglądała jak ósmy cud świata. Uklęknąłem i pochyliłem się nad nią. Zacząłem powoli ją obcałowywać, ale zachęcony jej pomrukami szybko przeszedłem do drażnienia językiem łechtaczki. Mój wskazujący palec powędrował do środka. Pracowałem jak mrówka, chcąc doprowadzić ją do szczytu. Znałem trochę jej ciało, wiedziałem co lubi i jak lubi. Kaśka wiła się i jęczała głośno, w pokoju panował jej słowiczy głos. Nagle jednak coś usłyszałem, dźwięk z głębi mieszkania, jakby otwieranie drzwi, zamek w nich. Na chwilę zwolniłem, chcąc się skupić na tamtym. Chyba ktoś wszedł do środka, takie odnosiłem wrażenie. Nie mogłem jednak tego sprawdzić, bo Kaśka złapała mnie za głowę, za włosy i kazała doprowadzić ją do obłędu. Zrobiłem to o co mnie poprosiła. Przyspieszyłem, mój język pracował jak szalony i chwilę później, trzymałem ją silnie za uda, kiedy całe jej ciało trzęsło się niczym rażone prądem.

Kasia została do rana, spała ze mną, ale nie zjedliśmy śniadania. Zaproponowałem jej to oczywiście, chciałem zrobić tosty i jajecznice, ale powiedziała, że musi uciekać. Obiecała się odezwać za jakiś czas. Kiedy wyszła, zdałem sobie sprawę, że przy drzwiach, na dywaniku, stoją buty Renaty. Wiedziałem już, że wróciła wczorajszej nocy, wróciła wcześniej niż zapowiedziała. Zastanawiałem się ile z tego co wczoraj robiłem usłyszała. Nie rozmawialiśmy jednak o tym. Niedziela minęła nam spokojnie, w dziwnej ciszy.

Jakoś w środku tygodnia, po południu, usłyszałem dzwonek do drzwi. Wyszedłem ze swojego pokoju i wyjrzałem przez wizjer. Na korytarzu stał jakiś obcy facet. Otworzyłem mu, bo mógł to być w końcu listonosz, gość od liczników czy ktokolwiek inny.

– Co ty tu kurwa robisz?! – spytał mnie autentycznie zdziwiony.

– Czasami sam się nad tym zastanawiam – odparłem.

– Mieszkasz tu?

– Tak.

– Renata nic mi nie mówiła.

Facet chciał przejść obok mnie i wleźć do środka, ale zablokowałem mu drogę. Spojrzał na mnie z prawdziwą nienawiścią w oczach. Był tego samego wzrostu co ja, ale znacznie starszy, krótko ogolony. Postury byliśmy podobnej, z tym, że on był roztyty, a ja co jakiś czas chodziłem na siłownię i miałem krótki epizod z boksem.

– Przepuścisz mnie do cholery? – To pytanie miało brzmieć groźnie i faktycznie brzmiało, z tym, że nie trafiło na podatny grunt.

– Facet nie mam pojęcia kim ty jesteś – odpowiedziałem spokojnie.

– Renata zostawiła mi coś u siebie. Mam to zabrać. Więc mnie nie wkurwiaj tylko mnie wpuść.

– Nie ma mowy.

Mężczyzna sprawiał wrażenie nieźle rozeźlonego. Jasne oczy mu zapłonęły, twarz poczerwieniała. Wyczułem też w jego oddechu alkohol, który mieszał się z zapachem wody kolońskiej.

– Wpuść mnie do kurwy i nie przeszkadzaj!

– Nie.

Byłem pewien, że czegoś spróbuje, nastawiłem się już na to, gotów w razie czego zareagować. On jednak jeszcze raz wyzwał mnie od najgorszych i zapowiedział, że przyjdzie jak będzie Renata. Życzyłem mu powodzenia. Tego samego wieczoru kobieta spytała mnie o tę sprawę. Spytała dlaczego nie wpuściłem tego gościa do środka.

– Nie znam typa – odparłem znudzony. – Skąd miałem wiedzieć, że mówi prawdę.

– Przecież podał ci moje imię – powiedziała i zabrzmiało to jak oczywistość.

– Każdy może znać twoje imię. To mógł być przecież jakiś złodziej.

– Ale nie był.

– To kim właściwie jest ten facet?

Renata westchnęła, a potem wyjaśniła mi, że to prawie życiowy partner, z którym średnio jej się układa. Mają lepsze i gorsze momenty. Teraz są te gorsze, dlatego nie utrzymują zbytnio kontaktu. Czekała aż się między nimi ułoży i wierzyła, że to nastąpi. Prędzej czy później.

– Albert mocno się zdenerwował – oznajmiła mi po chwili. – Uważa, że jesteś jakimś moim nowym gachem czy kochankiem.

– A ja jestem tylko zwykłym psem stróżującym – stwierdziłem.

– Mówi, że o mało co by cię pobił.

– Mogę powiedzieć to samo w drugą stronę.

Uśmiechnęła się do mnie, potem przeprosiła i poszła się umyć. Kiedy zmierzała do łazienki, obejrzałem się za nią, jakby widząc ją na nowo. Pierwszy raz spojrzałem na nią w takim świetle – przez pryzmat jej fizyczności. Musiałem przyznać, że miała naprawdę świetne nogi i zgrabny, okrągły tyłek. Podobała mi się pomimo nadwagi i wiecznego zmęczenia na twarzy i w oczach.

Następną sobotę spędziłem w mieszkaniu, tak samo jak Renata. Oznajmiła mi, że nie ma chęci i siły nigdzie wychodzić. Potem jakoś tak wyszło, że wieczorem usiedliśmy przy dwóch butelkach wina i telewizorze. Oglądaliśmy jakieś nudne, sztampowe produkcje i wyśmiewaliśmy ich naiwność. Renata siedziała ze spiętymi w koński ogon blond włosami, bez makijażu. W zwykłych dresach i koszulce – czyli podobnie jak ja. Poczułem się nagle jakbyśmy byli parą, która żyje ze sobą od lat. Wydawało mi się, że teraz, po czasie, Renata była jakby mniej zagubiona niż na początku naszej znajomości, mniej smutna. Zerknąłem na nią, na jej profil i dopiero teraz zauważyłem, że ma mały, ciemny pieprzyk tuż pod okiem. Po chwili ona spojrzała na mnie i zapytała o co chodzi.

– Nic takiego – odparłem i dokończyłem lampkę wina.

Poszedłem do kuchni, wyrzuciłem pustą butelkę do kosza, a szkło wstawiłem do zmywarki. Wróciłem do salonu. Renata siedziała na kanapie z podciągniętymi nogami i przyglądała mi się osobliwie, coś krążyło po jej głowie.

– O co chodzi? – Teraz to ja zadałem to pytanie.

Kobieta poruszyła się i wskazała dłonią, abym usiadł obok niej. Zrobiłem to.

– Chciałabym o czymś z tobą pogadać – zaczęła niepewnie. – Wiesz, wróciłam tydzień temu wcześniej, a ty miałeś gościa. Myślałam o tym.

– Jeżeli ci to przeszkadza to nikogo nie będę sprowadzał – powiedziałem szybko. – Nie chcę sprawiać kłopotów.

– Nie, nie o to chodzi. Widzisz, wiem co tam robiliście, słyszałam co tam robiliście…

– To tylko seks, nic takiego.

– Tak, ale…

Przez moment się zawahała, odwróciła wzrok. Pewny tego co robię, pozwoliłem sobie na to by ująć ją delikatnie pod brodę i odwrócić jej twarz do siebie. Oczy jej drżały, blade światło telewizora odbijało się w ich czarnej toni.

– Ja uchyliłam trochę drzwi i zajrzałem przez nie – wyznała cicho.

– Podglądałaś? – Głos miałem opanowany.

– Tak.

– I co takiego zobaczyłaś?

– Ciebie… Na kolanach, między jej nogami… Jak robisz jej…

– Robię co?

– Całowałeś ją tam.

Odchyliłem się na miękkim oparciu i westchnąłem. Nie miałem pojęcia co mam powiedzieć, co tak właściwie chodzi jej po głowie. Nie musiałem się jednak domyślać. Powiedziała mi wszystko. Wyznała mi, że nigdy czegoś takiego nie doświadczyła, nigdy, przez całe życie, żaden mężczyzna nie doprowadził jej do orgazmu ustami. Wydawało mi się to niepojęte – takie rzeczy w XXI wieku. Ale to była prawda. Nie wiedziałem co mam zrobić z tym fantem. I doskonale wiedziałem. Wystarczyło tylko, aby słowa wybrzmiały w eterze.

– Chcesz, żebym zrobił ci to samo? – zapytałem, patrząc jej w oczy.

– Chciałabym. Ale się boję – wyznała.

– Czego?

– Że mi się nie spodoba. Że tobie się nie spodoba.

Nie potrzebowałem nic mówić. Zbliżyłem się do niej i musnąłem jej wargi swoimi. Chwilę później już się całowaliśmy, nasze języki splotły się ciasno i namiętnie. Potem po prostu znaleźliśmy się w sypialni, wszedłem tutaj po raz pierwszy. Pomyślałem, że zawsze są jakieś nowe pierwsze razy. Teraz dla Renaty, ale również i dla mnie. Nigdy wcześniej nie byłem z dojrzałą kobietą, nie miałem pojęcia jak to jest, czułem się zielony. Mimo tego wykorzystałem swoje doświadczenie, zdobytą wiedzę, całą energię. Chciałem sprawić jej autentyczną przyjemność, prawdziwą radość. Zasługiwała na to jak nikt inny na świecie.

Rozebraliśmy się i podążając pocałunkami na dół, zbliżyłem się do miejsca przeznaczenia. Miała naprawdę duże piersi, z okrągłymi, różowymi brodawkami, które rozlewały się trochę na boki. Skórę bladą, pępek na jej brzuchu był głęboki. Tam też ją pocałowałem, wywołując małą falę rozbawienia. Niżej, w linii pasa, znajdowała się ciemniejsza, lekko wypukła pozioma blizna – błyskawicznie zdałem sobie sprawę, że to pamiątka po cesarskim cięciu. Powiedziała mi wtedy, że mam nie zwracać na to uwagi, a ja zapewniłem, że to nie ma znaczenia.

W końcu dotarłem właśnie tam, między jej uda. Bujne, ciemne włosy na wzgórku łonowym świadczyły o tym, że obcuję z prawdziwą kobietą i od razu przypomniałem sobie o tych wszystkich dziewczynach wygolonych na zero. Zacząłem działać powoli, z ogromnym wyczuciem, nie chciałem spalić tej przyjemności. Renata wstrzymała oddech w oczekiwaniu. Przyłożyłem swoje usta do jej miękkich, gorących sromowych warg. Zacząłem muskać delikatnie, składać jej cipce należny hołd. Całowałem ją, nie pominąłem żadnego skrawka kochanej kobiecości. Kiedy poczułem, że się przede mną otwiera, przeniosłem się wyżej. Łechtaczka wyglądała jak pąk bordowej róży. Pociągnięciem języka niczym pędzlem przejechałem po niej powoli. Towarzyszyło mi przy tym cichutkie westchnienie Renaty. Potem kilkakrotnie powtórzyłem tę czynność. Od dołu do góry. I znowu. Od dołu do góry. W końcu odważyłem się zjechać niżej. Smaku jej wilgoci nie mogłem przyrównać do niczego innego, niczego co bym znał. Wcale nie był odpychający, a raczej słodki i pełny. Jak dojrzały owoc, pomyślałem. Brzoskwinia Nabokova. Zanurkowałem językiem głębiej, wierciłem nim spokojnie. Kobieta poruszyła się lekko, uniosła, najwidoczniej chcąc bym wszedł w nią jeszcze bardziej. Zrobiłem to i robiłem to długo i powoli. Nie spieszyłem się nigdzie, napawałem tą ulotną chwilą, tym boskim aktem. Czerpałem przyjemność z dawania. Naprawdę mi się to podobało. I jej najwidoczniej też. Wysunąłem język i zacząłem wodzić nim po całym jej łonie. Czułem się tak, zachowywałem się, jakbym nie tyle ją tam całował, co całował się z nią. Oddałem się w to cały. Kiedy zdałem sobie sprawę, że pora zbliżać się do końca, przyspieszyłem pracę ustami i językiem. Ssałem teraz i muskałem, skupiłem się głównie na tym jednym, czułym punkcie, czując i słysząc, że jest to właśnie to. Nagle Renata chwyciła moją dłoń i położyła ją sobie na prawej piersi. Chciała, abym zajął się nią również tam. Drażniłem więc palcami jej twarde niczym kamyki sutki.

– Ja chyba zaraz… – wyszeptała Renata, ale nie zdążyła dokończyć, nie pozwoliłem na to.

Wierzgnęła silnie, jakby chcąc uwolnić się, uciec spod mojej władzy. Ja jednak przytrzymałem ją i dokończyłem miłosne dzieło. Renata wydała po chwili głośny okrzyk spełnienia. Powieki miała zamknięte, usta ułożyły się w grymasie rozkoszy. Pomyślałem, że chyba dobrze się sprawiłem.

Po wszystkim powoli ją wyciszyłem, delikatnie całowałem łechtaczkę i wargi. Kiedy zaczęła chichotać, przestałem. W końcu położyłem się obok niej. Leżeliśmy teraz do siebie twarzami, patrząc sobie w oczy.

– Było aż tak źle? – zapytała mnie niepewnie.

– Ty mi powiedz.

– Mnie się podobało.

Pocałowałem ją lekko w rozchylone usta.

– I pomyśleć, że tyle lat żyłam w błogiej nieświadomości. Ostatnio przez pracę i stres nawet przestałam się masturbować, nie myślałam o tym nawet, jakby coś takiego jak seksualne zadowolenie w ogóle nie istniało – wyznała, patrząc w sufit.

– To prawie grzech – stwierdziłem.

– Kiedyś myślałam, że człowiek dorasta już ukształtowany, że powinien wszystko już znać, wiedzieć. Ale teraz już wiem, że uczymy się czegoś przez cały czas. Przez całe życie mamy prawo doświadczać nowego. Nie ma w tym nic złego, prawda?

– Pewnie jest tak, jak mówisz.

– Gdyby wszyscy faceci zajmowali się swoimi kobietami w ten sposób, to świat byłby o wiele spokojniejszy. Pomyśl tylko. Szczęśliwa, radosna żona w domu, to czysta głowa mężczyzny. Zero awantur, zero kłótni. Facet wychodzi z domu spokojny, a nie pełen złej energii.

– Raczej by to nie zaszkodziło.

W końcu przewróciła się na bok, wsparła głowę na dłoni i zaczęła mi się badawczo przyglądać. Kosmyk jasnych, farbowanych włosów zakręcił się na czole. Odgarnąłem go palcem. Czarne oczy Renaty wpatrywały się we mnie usilnie. Coś wciąż czaiło się w jej myślach.

– Tak? – spytałem w końcu.

– Mógłbyś zrobić to jeszcze raz? Jeszcze raz tak samo?

– Jeżeli chcesz.

Chwilę później znowu wylądowałem między jej nogami. Tym razem zajęło mi to trochę krócej, ale działałem też bardziej intensywnie. Jej orgazm słychać było chyba na całym piętrze. Kiedy skończyłem, przytuliłem ją do siebie i gładząc po włosach, uśpiłem tej nocy. Poszedłem do swojego pokoju dosyć późno – miasto za oknem już dawno śniło swoje zwyczajne sny. Ostrożnie wstałem z łóżka, nie chcąc obudzić Renaty. Zanim wyszedłem i zamknąłem cicho drzwi, obejrzałem się. W czasie snu wyglądała dużo spokojniej niż na co dzień.

Pomieszkiwałem u niej jeszcze przez kilka następnych dni. Rozmawialiśmy trochę o tym co zaszło między nami, ale nie powtórzyliśmy już nigdy tamtej nocy. Moja nowa przyjaciółka oznajmiła mi, że po tym jak powiedziała swojemu niby-partnerowi co jej zrobiłem, wpadł w prawdziwy szał. Kłócili się, w ruch poszły bluzgi i rzucane przedmioty. Omal go nie uderzyła. A potem złapał ją mocno, pocałował jak nigdy wcześniej i sam zaserwował jej długą, namiętną minetę. Nie chciała mi jednak zdradzić, który z nas zrobił to lepiej. Miała przecież do tego prawo.

Pamiętam ostatnią godzinę, pakowałem się, a ona weszła do mojego pokoju. Pamiętam jak usiadła, objęła mnie z tęsknotą i podziękowała mi za wszystko co zrobiłem. Pamiętam jak powiedziała też, że postanowili z Albertem dać sobie po raz kolejny szansę. Wyglądała tamtego poranka najpiękniej, rozkwitła fizycznie i duchowo.

– I tak by nam nie wyszło – oznajmiła, a w jej oczach naprawdę dostrzegłem smutek. – Za dużo nas dzieli. Mamy ze sobą za mało wspólnego...

Być może miała rację.

Mężczyzna wprowadzał się do niej, więc musiałem się wynieść, ale powtórny taki fart ze stancją się już nie powtórzył. Kaśka wzięła mnie do siebie na kilka dni, podczas których intensywnie piliśmy, paliliśmy, chodziliśmy na dzikie imprezy i pieprzyliśmy się. Tak, ta dziewczyna się pieprzyła albo rżnęła, nigdy inaczej. Nie miałem wyrzutów sumienia. Nie myślałem wtedy o Renacie. Nie potrafiłem i nie chciałem.

– Masz najlepszy język ze wszystkich facetów jakich do tej pory spotkałam – sprzedała mi komplement Kasia którejś gorącej nocy. – Naprawdę masz najgorętszy język na wschód od Łaby.

– Dlaczego od Łaby?

– Bo tam najdalej byłam.

Zerknąłem na jej nagie, młode i chude ciało. Przejechałem palcami po jej małej piersi, a potem pocałowałem ją w czoło.

– Gdzie ty się tego nauczyłeś, co? – zapytała zaciekawiona, wracając do tematu.

– Jestem samoukiem – stwierdziłem.

– Serio Marcel, to prawdziwy, cholerny dar.

– To raczej przekleństwo.

W końcu wyprowadziłem się od Kasi i zakotwiczyłem w jakimś pokoju na mieszkaniu, w którym żyli sami nieciekawi życiowo młodzi faceci. I życie toczyło się dalej, nudno i przewidywalnie.

Nie wiem co teraz porabia Renata, kontakt urwał się bardzo szybko. Nie sądzę, żeby ostatecznie wyszło jej z Albertem, trochę ją przecież poznałem. To nie był facet dla niej, ale właściwie ja też nie byłem. Niektórzy z nas są skazani na bycie samemu, ale nie ma w tym nic złego. Wystarczy pogodzić się ze samym sobą, a wszystko samo się ułoży i będzie tak jak musi być.

Wiem natomiast, że na kilka spraw nigdy nie spojrzę już tak samo. Ciągle uczę się czegoś nowego, przeżywam coś po raz pierwszy. Czasami jestem sam, a czasami mam kogoś obok. Jest dobrze, czuję że nadal będzie. Jeszcze bardzo, bardzo długo.

środa, 23 marca 2022

Każdy z nas w pewien sposób jest szalony

Prawie wszyscy robimy coś takiego, poświęcamy się czemuś, co moglibyśmy nazwać pewnego rodzaju szaleństwem. No i u mnie, żadne zaskoczenie, jest to oczywiście pisanie. Mówiąc o tym szaleństwie nie chodzi mi o coś co świadomie wybieramy, to raczej wybiera nas. To bardziej jak alkoholizm, przeróżne natręctwa, natura czy talent. To coś co w nas jest, nie daje nam spokoju, doprowadza na skraj, coś dzięki czemu chce się żyć albo popełnić samobójstwo. Owo szaleństwo w nas zakodowane sprawia, że jesteśmy normalni, ale jesteśmy też inni.

No i właśnie o tym, po części, jest tekst który wrzuciłem jakiś czas taki. Trochę o zwykłym szaleństwie. Drukowany tekst w Pro Libris i w Akancie. Okładka z numeru (78-79). Miałem sobie zrobić jakieś zdjęcie, ale kurna mam coś ostatnio kiepską mordę - no dobra, zawsze taką mam. 

https://mmielcarek96.blogspot.com/2022/01/troche-o-zwykym-obedzie.html

poniedziałek, 21 marca 2022

Krótkie opowiadanie

Wrzuciłem wczoraj krótkie opowiadanie, takie na luzie, z seksem w tle. Fajnie się pisze coś takiego, kompletnie bez wysiłku. Lecisz i słowa płyną same. Opowiadanie o krótkim epizodzie w akademiku i ogólne liźnięcie tematu ludzkiej natury. Ale tak jak mówię, to czysta literacka zabawa, nic wymagającego. Szkoda, że takich tekstów nikt nie chce drukować cholera. Tylko zwykle jakieś nudne gówno, o niczym, dla nikogo. Poniżej jest link:

https://mmielcarek96.blogspot.com/2022/03/do-piekielnego-dna.html

Taka krótka smutna dygresja. Czy wybuchy bomb są remedium na zarazę i inflację?

niedziela, 20 marca 2022

Do piekielnego dna

Do piekielnego dna

Największy błąd jaki może zrobić facet po wejściu do baru, to podrywanie pracujących tam dziewczyn. Doskonale o tym wiedziałem, każdy to przecież wie, bo to wiedza powszechna. Sami jednak rozumiecie jak jest kiedy się pije, głowa staje się coraz cięższa, umysł proporcjonalnie lżejszy, a język wpada w nieskrępowaną samowolę. Wtedy nietrudno o kłopoty i robienie oczywistych głupstw. A jeżeli uważacie, że jesteście na tyle wyjątkowi, że wasza gadka ruszy magicznie jakąś barmankę czy kelnerkę to tkwicie w dużym, smutnym błędzie.

Siedziałem przy samym barze na stołu pokrytym popękaną, czarną skórą. Piłem piwo, bo co innego cholera mogłem tutaj niby pić. Powietrze było gęste od szarego, papierosowego dymu – to ten typ baru. Za ladą stała Kamila. Takie imię od niej wyciągnąłem, ale nie byłem pewien czy nie wcisnęła mi kitu. Kamila miała białe farbowane włosy kończące się przy ramionach i ciemne brwi razem z oczami. Okrągłą, przyjemną twarz i srebrny kolczyk w niedużym nosie. Do tego piersi i tyłek na miejscu. W sam raz.

Oglądałem ją sobie znad kufla bardzo długo. Przez cały ten czas próbowałem do niej zagadać. Rzucałem jakieś uwagi, które okazywały się drętwe. Na żartach się nie znałem, ale też próbowałem coś sprzedać. Nic z tego nie wychodziło. Wyraźnie nudziłem ją masakrycznie.

– Ilu takich natrętnych gości jak ja masz w tygodniu? – zapytałem ją w końcu.

– Całą masę – parsknęła na odczepne.

– A ilu o to pyta?

– Tylu samo.

Wiedząc, że nic z tego nie będzie, zszedłem ze stołka i rzuciłem jej słony napiwek. Niezbyt mnie było stać na takie gesty, ale chyba wypadało to jakoś zrekompensować. Na do widzenia jeszcze raz obejrzałem sobie jej cudowną dupcię w czarnych legginsach. Cholera jasna, że też goście tacy jak ja, nigdy nie dostają podobnych słodkości. Zanim wyszedłem, podbił do mnie koleś, który chyba robił tutaj za ochronę.

– Jeszcze raz będziesz zaczepiał Panie to inaczej pogadamy – rzucił groźnie.

– Że co?

– Mówię, żebyś się tu już więcej nie pokazywał.

– A co ona twoja matka, czy jak?

– Nie. Dziewczyna.

Machnąłem zrezygnowany na niego ręką. Pieprzony białorycerz się znalazł.

Wylazłem stamtąd i po kilku krokach jakiś dwóch kolesi spytało mnie o ogień. Dziwne typy. Sądzili chyba, że sfrajerzę – ich głupie, naiwne łby. Nie miałem. Chuj im w dupę. Ruszyłem przed siebie, ulicą oświetloną przez wysokie lampy. Warkot aut był nie do zniesienia. Postanowiłem udać się na przystanek, a z niego pojechać do akademika, w którym mieszkałem. W autobusie nie wydarzyło się nic ciekawego poza rzygającym w rogu nastolatkiem o zielonych włosach. Banda jego mieszanych płciowo kumpli zaśmiewała się w głos. Wysiadłem i powłóczyłem do starego, szarego klocka o trzech piętrach. W prawie wszystkich oknach paliło się światło. Był przecież piątek wieczór, więc mnie to kurwa nie dziwiło. Wszedłem do środka, ale portier zatrzymał mnie z zaskoczenia. Pieprzony czujny cieć, lepszy niż najdroższy system alarmowy.

– STAĆ! – krzyknął przejęty i wylazł ze swojej prowizorycznej strażnicy.

– O co chodzi? – spytałem znużony.

– Pan tutaj mieszka?

– Oczywiście, że tak. Co za głupie pytanie.

– Pytanie jak pytanie.

– Dwa dni temu też mnie pan zatrzymał.

Popatrzył na mnie przez chwilę, przyglądał mi się z uwagą – może w końcu mnie zapamięta, mieszkałem tutaj już od przeszło dwóch miesięcy. Oczy tego starszego faceta miały dziwny, rozgorączkowany wyraz. Czoło brzydko mu się marszczyło. Na nosie wyrastał czarny, długachny włos, wywołujący odruch wymiotny. Właśnie. Zachciało mi się rzygać. Prawie shaftowałem się na niego. Połknąłem jednak kwaśnego bełta.

– Czy Pan coś pił? – spytał zaskoczony.

– Pił? – odbiłem.

– Jest pan pijany?

– Nigdy w życiu.

– Przecież widzę.

– Jak Bozię kocham, że nie.

W końcu ruszył do siebie, a ja poszedłem na schody, po których wspięcie się na ostatnie piętro zajęło mi znacznie więcej czasu niż zazwyczaj. Wydawało mi się, że są ruchome. Uciekały spod moich nóg. Raz prawie się wywaliłem. No i nagle, nie wiadomo kiedy, natknąłem się na Baśkę.

– Cześć – rzuciła z uśmiechem, zatrzymując się.

– No – odbąknąłem.

– Co ci jest?

– Za dużo wypiłem.

– Idziesz do siebie?

– Chyba tak.

– Spać?

– Nie wiem. Może.

Przyjrzałem się jej w przelocie. Na twarzy miała ostry makijaż. Usta wymalowała tak, że wydawały się dwa razy większe niż zazwyczaj. Biała koszulka kończyła się nad pępkiem, czarna spódniczka w połowie ud. Poza tym nic ciekawego w niej nie było. Ciemne blond włosy z jaśniejszymi pasemkami, związane w koński ogon. Małe piersi i średni tyłek. Baśka jak Baśka, żadna mi nowość. Byliśmy na jednym roku, nawet się lubiliśmy. Poza tym dziewczyna lubiła seks, podobno. Ja się nigdy nie załapałem, chociaż odnosiłem wrażenie, że wystarczyło zapytać. Tak jak teraz. A może to tylko alkohol. Czasami wydaje nam się, że coś wiemy, a tak naprawdę gówno tam wiemy.

– Mogę do ciebie wpaść za kilka minut jak chcesz – oznajmiła, osobliwie mi się przyglądając.

– Po co? – spytałem głupio.

– Po co, po co. Nie wiem. Pogadać. Napić się. Jest piątek wieczór, wciąż nie ma północy – wyjaśniła pogodnie.

– Zobaczę.

– Mieszkasz pod 304?

– Tak jest.

– No to może wpadnę. Narka.

– Trzymaj się.

Poszła na dół, a ja wspiąłem się ostatnich kilka schodków i stanąłem przed drzwiami. Szukałem klucza w spodniach. Nie mogłem go znaleźć. Do chuja. Gmerałem we wszystkich dziurach i nic. Chyba go zgubiłem.

Ktoś przeszedł obok mnie i zapytał czy wszystko gra. Odparłem, że tak, że nie jego biznes i że może wypierdalać. Gość mnie wyśmiał, a ja w końcu znalazłem ten cholerny kluczyk. Wsadziłem go do otworka i przekręciłem. Tak jest. Wsadziłem i przekręciłem, a nie wyjąłem. Tak to się robi.

W środku nie było nikogo. I całe szczęście. Poszedłem do łazienki, zapaliłem światło i wsadziłem swój zmęczony łeb do kibla. Wyrzygałem się, od razu mi ulżyło. Obok toalety, na brudnej posadzce, przebiegł duży karaluch. Urwałem dwa listki papieru toaletowego i z furią tygrysa dopadłem go. Miałem jebanego. Zabiłem. Spuściłem go potem w kiblu.

– Bon voyage – rzuciłem na pożegnanie.

Potem przepłukałem usta zimną wodą i wyszedłem z klopa. Zgasiłem światło. Ciemny pokój wypełnił się pomarańczową łuną, mającą swoje źródło w kloszu miejskiej lampy. Zdjąłem buty, rozebrałem się i wpakowałem do wyra. Drugie łóżko, stojące pod przeciwną ścianą, stało puste, idealnie zasłane. Nie było mojego współlokatora, pieprzonego pedanta. I dobrze. Pewnie pojechał do domciu, do swojej mamusi. Cwel jeden. Nienawidziłem gnoja. Ze wzajemnością oczywiście.

Chyba urwał mi się film, bo ocknąłem się na odgłos pukania do drzwi. Podniosłem się i chwiejnym krokiem podszedłem tam. Otworzyłem. Na korytarzu stała Baśka. W tej swojej kusej koszulce i fajnej spódniczce. Nogi błyszczały jej w świetle żarówki.

– Śpisz? – spytała prześmiewczo.

– Tak.

– A co powiesz na to?

Wyciągnęła zza pleców pół litra czystej Żubrówki. Miła dziewczyna.

– O Jezu… – wyjęczałem.

– Daj spokój. Będzie fajnie. Obiecuję

– Okej. Wchodź.

Wpuściłem ją do środka i zajrzałem do szafek w poszukiwaniu jakiegoś szkła. W małej lodówce była butelka 7UP, należąca do mojego ukochanego frajera. Wziąłem ją i zrobiłem nam po drinku. Potem poszliśmy do pokoju. Ja usiadłem na swoim łóżku, ona na tamtym idealnie posłanym. Już nie było idealnie posłane. Baśka napiła się i od razu potem skrzywiła.

– Cholernie mocny mi zrobiłeś!

– Nie ma za co.

Zeszła z tamtego łóżka i usiadła obok, przycisnęła swoje chude, gładkie udo do mojego. Poczułem ostry zapach jej perfum, a może dezodorantu. W każdym razie nie najgorszy. A co mi tam cholera, pomyślałem. A potem ją pocałowałem. W usta. Długo i namiętnie. Dzieci kwiaty zamieniły nas w łatwą generację.

– Internet miał nam ułatwić życie, miał zrobić z nas nadludzi, pozwolić latać w kosmos, dać dostęp do nieograniczonej wiedzy, a my tymczasem wchodzimy głównie na strony z pornosami i się masturbujemy. Niezłe z nas małpy – wypaliłem bez powodu.

– Nigdy o tym nie myślałam, ale chyba masz rację – przyznała.

Wypiliśmy swoje drinki, w międzyczasie się dużo całując. Gadaliśmy też trochę o duperelach i studiach. W końcu ja poszedłem zrobić po nowym, a ona schowała się w łazience. Dźwięk lecącej z kranu wody sprawił, że zachciało mi się spać. Kiedy wyszła, oznajmiła mi:

– Widziałam w łazience karalucha.

– W całym akademiku jest ich pełno, nic nowego.

– U mnie w pokoju nie ma.

– Nie?

– No nie.

Wróciliśmy na moje wyro. Ona napiła się znowu, ale ja powąchałem tylko szklankę i od razu mi się cofnęło. Za dużo dzisiaj wypiłem, zdawałem sobie z tego sprawę. Ale popadłem w dziwny stan, osobliwe szaleństwo. Chciałem więcej i więcej, do odcięcia, do końca, do piekielnego dna. Przemogłem się więc i wypiłem od razu połowę, jakoś przeszło przez gardło. Dziewczyna utkwiła we mnie swoje jasne oczy.

– Hmh? – zamruczałem tylko jako pytanie, bo wiedziałem, że każde nowe zdanie powstające w głowie, wyjdzie z moich ust kompletnie odmienione.

– Masz gumki? – spytała niby obojętnie.

Pokiwałem głową, że tak. Potem wstałem, sięgnąłem do portfela i wyjąłem jedną prezerwatywę. Położyłem się obok niej. Baśka odłożyła szklankę z wypitym drinkiem na parapet. Pocałowała mnie krótko w usta, a następnie pochyliła głowę i zaczęła gmerać przy moim kroczu. Pomogłem jej trochę i po chwili mój miękki jeszcze penis wylądował w kobiecych ustach. Przez moment patrzyłem jak jej wargi obejmują, będącego jak z gumy małego. Zajmowała się nim przez chwilę i coś tam drgnęło. Pomyślałem nagle o niesprawiedliwości w tych kwestiach. Przecież w drugą stronę to faceci nie bardzo. Nie widzi nam się jakoś lizać przygodnych cipek. Chyba nie robimy tego ze strachu. W każdym razie udało jej się postawić mnie do pionu. Zdjęła majtki i rzuciła je na podłogę. Potem nabiła kondom na pal, podciągnęła swoją spódniczkę i usiadła na mnie okrakiem. Wszedłem w nią bez oporu, było to całkiem przyjemne. Ściągnęła przez głowę koszulkę, potem stanik i siedziała teraz na mnie naga. Jej piersi naprawdę były małe i spiczaste, z drobnymi brodawkami. Jeździła po mnie i jeździła. Chyba sprawiało to Baśce dużą frajdę, bo co jakiś czas stękała zadowolona. Prawdopodobnie osiągnęła orgazm, nie jestem pewien, bo straciłem rachubę czasu. W końcu przyszła moja kolej. Położyła się na plecach i rozłożyła nogi, a ja zadarłem tę spódniczkę do góry. Nie bardzo przyglądałem się jej cipce, raczej miała ogoloną na zero. Wszedłem w nią i zacząłem dymać jak zwierzak. Pchałem i pchałem, mocno i szybko, chcąc mieć to już za sobą. Nie patrzyłem na nią, tylko obok, w sumie to zamknąłem oczy. Długo nie mogłem skończyć z powodu swojego stanu. Obawiałem się, że nic z tego nie będzie. Tkwiłem między jej nogami i cały czas, sumiennie waliłem ją niczym zaprogramowany. Chyba jej to nie przeszkadzało. Kiedy w końcu zacząłem się spuszczać to myślałem, że nigdy nie skończę. Wszystko ze mnie wyszło. Cały zły wieczór, ta nieudana akcja z barmanką o imieniu Kamila, ogólne kiepskie samopoczucie, słaba praca i dziesiątki odsyłanych opowiadań. Kij w oko całemu światu. Byłem przez kilka sekund królem. Wystarczy.

Potem zaliczyliśmy osobno łazienkę, poleżeliśmy też mało gadając. Oznajmiła mi w końcu, że był to miły wieczór, ale musi do siebie wracać.

– Nie ma sprawy. Mnie też było miło.

Chwilę oglądałem ją jak wychodzi. Nie zapaliła światła. W końcu drzwi się zamknęły i zostałem całkiem sam. Dopiłem drinka do końca. Potem się położyłem. Nie mogłem jednak spać. Szumiało mi w głowie, cholerny helikopter. Do tego pieprzone światło wpadało przez okno. Podniosłem się z wyra i zasłoniłem rolety, a potem pognałem do kibla. Znowu rzygałem, tym razem nie widziałem żadnego karalucha. Wróciłem i znowu się położyłem. Totalna, nieprzenikniona czerń i ja w niej. Teraz było całkiem dobrze. Lepiej niż zwykle.

Zasnąłem.

Z wizytką na dołku

Moje nowe opowiadanie znalazło się w majowym numerze e-eleWatora. Takie z humorem. https://e-elewator.org/e-e-8-marcin-waldemar-mielcarek/